Zakwitł czarny bez... przepis dzisiejszy, i owszem z rodzinnego zeszytu, ale już nie rodzinny ale zapożyczony i z powodzeniem przekazywany dalej.
Hyczka to syrop z kwiatów czarnego bzu. Wyjątkowo prosty w zrobieniu, aromatyczny i orzeźwiający z gazowaną wodą i lodem w upalny dzień.
HYCZKA
25 baldachów czarnego bzu (kwiatów), najlepiej z pyłkiem.
3 cytryny w plasterkach
1,5 litra wody
2 kg cukru (ja daje 1,5)
3 op. kwasku cytrynowego (60 g)- ja daje jedno i wciskam sok z dwóch cytryn
Kwiaty włożyć do miski (bez mycia bo spłuczemy pyłek a on tu ma znaczenie, dlatego kwiaty trzeba zbierać zdała od dróg i przed wrzuceniem do miski trzeba przejrzeć czy jakiś żuczek nam się nie zaplątał.
Dodać pozostałe składniki, zalać wodą i odstawić na 48 godzin w niezbyt ciepłe miejsce (ale nie do lodówki). Koniecznie przykryć np folią spożywczą. Warto z dwa razy przemieszać żeby cukier dobrze się rozpuścił.
Po dwóch dobach można zlać do wyparzonych butelek (przez sitko bo pływają w nim kwiatki).
Syrop nieźle przechowuje się bez pasteryzowania w lodówce. Jak ktoś chce zrobić zapas na zimę radze jednak krótko pasteryzować.
Hyczka jest świetna z woda gazowaną, plastrem cytryny i lodem. Dla urozmaicenia można dorzucić mięte.
Mojemu dość wybrednemu pięcioletniemu synowi zasmakowała.
historie rodzinne od kuchni czyli przepisy i wspomnienia o smakach .
niedziela, 9 czerwca 2013
środa, 24 kwietnia 2013
Ciastko...
Znalazłam w szufladzie paczkę mielonych migdałów, która w połączeniu z chodzącą za mną ochotą na coś słodkiego zaowocowało kruchymi ciasteczkami migdałowymi z przepisu " z zeszytu".
KRUCHE CIASTKA MIGDAŁOWE
250 g mielonych migdałów
250 g mąki
125 g masła
125 g drobnego cukru
skórka cytrynowa
6 żółtek na twardo (ja dałam 3 na twardo i trzy surowe).
Wszystko razem zagnieść. Ciastka piec w "nie za gorącym piecu"
czyli w około 150 stopniach przez ok 15 minut aż będą złote.
Polecam z wiśniową konfiturą na wiosenne popołudnie w cichym zakątku pełnym fiołków.
KRUCHE CIASTKA MIGDAŁOWE
250 g mielonych migdałów
250 g mąki
125 g masła
125 g drobnego cukru
skórka cytrynowa
6 żółtek na twardo (ja dałam 3 na twardo i trzy surowe).
Wszystko razem zagnieść. Ciastka piec w "nie za gorącym piecu"
czyli w około 150 stopniach przez ok 15 minut aż będą złote.
Polecam z wiśniową konfiturą na wiosenne popołudnie w cichym zakątku pełnym fiołków.
piątek, 12 kwietnia 2013
Twarożek
Twarożek .. taki codzienny produkt. Uwielbiam dobry kwaśny biały ser zarówno z pomidorem (ostatnio przepadam z a wędzonym z Lidla) jak i na słodko z miodem lub dobrym dżemem, powidłami własnej roboty... Wisoną twarożek ze szczypiorkiem i rzodkiewką...
Twaróg jako podstawa sernika (kto teraz bawi się w mielenie sera na sernik?) czy jako farsz do pierogów ...
Dziś kupujemy twaróg w sklepie. I już...bo póki co nasze białe sery są świetne...
Kupiłam przed Wielkanocą zgrzewkę (6l) świeżego mleka w butelkach. Termin przydatności miało do dzisiaj. Stało w chłodzie. I całe sześć litrów pięknie się zsiadło chyba drugiego dnia po kupnie. Zsiadło a nie zepsuło jak czasem bywa... zrobiło się gęste, kwaśne bez żadnej goryczy. Litr z przyjemnością wypiłam ale co zrobić z resztą... Sama 5 litrów nie wypiję.. i tknęło mnie wczoraj. Przecież mogę zrobić twaróg. Tak jak robiła moja Babcia.
Mieszkaliśmy na wsi sami nie mieliśmy krów. Po mleko co drugi dzień chodziłam do sąsiadów z trzylitrową bańką. Nigdy nie udało sie mnie przekonać do mleka wprost od krowy.. łe.. do dziś czuje ten zapach. Ale już takie przefiltrowane (pielucha tetrowa) i schłodzone było pyszne. Piłam wprost z bańki... i dokarmiałam okoliczne koty wlewając odrobinę w dołki zrobione w ziemi...
Sprawdzałam też działanie siły odśrodkowej i kręciłam młynki ta bańką pełną mleka (bez pokrywki). Siła odśrodkowa działa bo nie pamiętam żebym się kiedykolwiek tym mlekiem oblała.
Mama przelewała je do trzech dzbanków (z czego one są? z Fajansu? W brązowych kolorach z zewnątrz a w środku kremowe) które do dziś stoją w kuchni rodziców...
Zwłaszcza latem jedna burza potrafiła sprawić że całe mleko się zsiadło. I wtedy Babcia robiła twarożek. Pamiętam wiszący "klinek" odciekający ...
Czasem twaróg odciekał na sitku wyłożonym gazą.. uwielbiałam jak wyraźnie odcisnęła się na nim kratka z gazy... najbardziej lubiłam właśnie ten "kraciasty" reszta tak nie smakowała :-)
A jak zrobić twaróg... potrzebne jest zsiadłe mleko. To moje długo stało więc było mocno kwaśne i gęste... Potrzebny jest garnek , gaza (lub tetrowa pielucha- najlepsza).
TWARÓG
5l zsiadłego mleka
Mleko wlewamy do garnka i podgrzewamy powoli aż się wytrąci ser (wyraźnie oddzielą się grudki sera od serwatki). Nie zagotowujemy!!!
Kiedy uznamy że całe mleko się zcieło tworząc grudki odcedzamy ser od serwatki przez filtr (gaza lub pielucha tetrowa). Wieszamy taki tobołek z serem do odcieknięcia...
i gotowe...
Z 5 litrów wyszło tak na oko około 1 km sera (nie moge zważyć bo moja waga straciła właściwości ważące)
już nie mogę się odczekać kiedy sie odsączy... mniam.
Twaróg jako podstawa sernika (kto teraz bawi się w mielenie sera na sernik?) czy jako farsz do pierogów ...
Dziś kupujemy twaróg w sklepie. I już...bo póki co nasze białe sery są świetne...
Kupiłam przed Wielkanocą zgrzewkę (6l) świeżego mleka w butelkach. Termin przydatności miało do dzisiaj. Stało w chłodzie. I całe sześć litrów pięknie się zsiadło chyba drugiego dnia po kupnie. Zsiadło a nie zepsuło jak czasem bywa... zrobiło się gęste, kwaśne bez żadnej goryczy. Litr z przyjemnością wypiłam ale co zrobić z resztą... Sama 5 litrów nie wypiję.. i tknęło mnie wczoraj. Przecież mogę zrobić twaróg. Tak jak robiła moja Babcia.
Mieszkaliśmy na wsi sami nie mieliśmy krów. Po mleko co drugi dzień chodziłam do sąsiadów z trzylitrową bańką. Nigdy nie udało sie mnie przekonać do mleka wprost od krowy.. łe.. do dziś czuje ten zapach. Ale już takie przefiltrowane (pielucha tetrowa) i schłodzone było pyszne. Piłam wprost z bańki... i dokarmiałam okoliczne koty wlewając odrobinę w dołki zrobione w ziemi...
Sprawdzałam też działanie siły odśrodkowej i kręciłam młynki ta bańką pełną mleka (bez pokrywki). Siła odśrodkowa działa bo nie pamiętam żebym się kiedykolwiek tym mlekiem oblała.
Mama przelewała je do trzech dzbanków (z czego one są? z Fajansu? W brązowych kolorach z zewnątrz a w środku kremowe) które do dziś stoją w kuchni rodziców...
Zwłaszcza latem jedna burza potrafiła sprawić że całe mleko się zsiadło. I wtedy Babcia robiła twarożek. Pamiętam wiszący "klinek" odciekający ...
Czasem twaróg odciekał na sitku wyłożonym gazą.. uwielbiałam jak wyraźnie odcisnęła się na nim kratka z gazy... najbardziej lubiłam właśnie ten "kraciasty" reszta tak nie smakowała :-)
A jak zrobić twaróg... potrzebne jest zsiadłe mleko. To moje długo stało więc było mocno kwaśne i gęste... Potrzebny jest garnek , gaza (lub tetrowa pielucha- najlepsza).
TWARÓG
5l zsiadłego mleka
Mleko wlewamy do garnka i podgrzewamy powoli aż się wytrąci ser (wyraźnie oddzielą się grudki sera od serwatki). Nie zagotowujemy!!!
Kiedy uznamy że całe mleko się zcieło tworząc grudki odcedzamy ser od serwatki przez filtr (gaza lub pielucha tetrowa). Wieszamy taki tobołek z serem do odcieknięcia...
i gotowe...
Z 5 litrów wyszło tak na oko około 1 km sera (nie moge zważyć bo moja waga straciła właściwości ważące)
już nie mogę się odczekać kiedy sie odsączy... mniam.
wtorek, 9 kwietnia 2013
tort znaczy czarne ciasto
Minęły Święta a wcześniej moje urodziny... kilka dziecięcych wspomnień... 10 urodziny moda na legginsy z laicry... kolega z klasy wyżej zaproszony na urodziny śmiało rzuca do mojej Mamy "Pani też w kalesonach?"
Dla mnie urodziny to zawsze czarne ciasto (murzynek) i już.. kilka razy próbowałyśmy z Mamą zrobić krem z siadłego mleka z przepisu z "zeszytu" nigdy nam nie wyszedł.. nie wiem dlaczego...
Na urodziny mojego brata które wypadały we wrześniu Mama piekła oprócz czarnego ciasta placek ze śliwkami... i kiedyś brat zażyczył sobie na urodziny właśnie placka ze śliwkami bez śliwek...
Na placek ze śliwkami przyjdzie jeszcze czas... choć chyba mm jeszcze torebkę zamrożonych śliwek.. hm... może jutro?
Dziś o torcie czyli o czarnym cieście...
Czarne ciasto:
1 1/2 margaryny
2 1/4 szkl. cukru (ja daje dwie albo nawet mniej)
3/4 szkl. mleka
2 1/4 łyżki kakao (babcia zapaisała "lepiej mniej" a ja daje więcej a czasem dorzucam i tabliczkę gorzkiej czekolady )
cukier waniliowy (1 opakowanie)
Wszystko umieścić w garnku i rozpuścić na wolnym ogniu.
Od powstałej masy odlać 10 łyżek do małego garnuszka (będzie potrzebne do polewy).
Masę lekko wystudzić (ja zawsze się nie mogę doczekać i do gorącej masy dodaje resztę składników zaczynając od mąki)
CIASTO:
3 szkl. mąki
5 żółtek
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
piana z 5 białek
wszystko dokładnie wymieszać. Przelać do formy wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułka tartą lub wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec ok 35- 45 minut w temperaturze ok 180 stopni C. Patyczkiem sprawdzić czy nie jest mokre w środku.. choć znałam kogoś kto celowo "kopał" w blachę żeby był zakalec.
POLEWA:
10 łyżek odlanej masy
1 łyżka masła
1 1/2 łyżki kakao (znów uwaga Babci że wystarczy jedna a ja daje dwie)
2 łyżki cukru
wszytko na wolnym ogniu rozpuścić i mieszać aż zgęstnieje (powinna jakby odrywać si e od garnka w czasie mieszania).
Gorące ciasto polać polewą...
Poczekać aż wystygnie.
Wbrew pozorom ciasto robi się bardzo szybko...
Z tej porcji wychodzą dwie średnie kesówki
z powodzeniem robię z połowy składników małe ciasto w małej silikonowej "keksówce". Takie na jeden dzień...
Dla mnie urodziny to zawsze czarne ciasto (murzynek) i już.. kilka razy próbowałyśmy z Mamą zrobić krem z siadłego mleka z przepisu z "zeszytu" nigdy nam nie wyszedł.. nie wiem dlaczego...
Na urodziny mojego brata które wypadały we wrześniu Mama piekła oprócz czarnego ciasta placek ze śliwkami... i kiedyś brat zażyczył sobie na urodziny właśnie placka ze śliwkami bez śliwek...
Na placek ze śliwkami przyjdzie jeszcze czas... choć chyba mm jeszcze torebkę zamrożonych śliwek.. hm... może jutro?
Dziś o torcie czyli o czarnym cieście...
Czarne ciasto:
1 1/2 margaryny
2 1/4 szkl. cukru (ja daje dwie albo nawet mniej)
3/4 szkl. mleka
2 1/4 łyżki kakao (babcia zapaisała "lepiej mniej" a ja daje więcej a czasem dorzucam i tabliczkę gorzkiej czekolady )
cukier waniliowy (1 opakowanie)
Wszystko umieścić w garnku i rozpuścić na wolnym ogniu.
Od powstałej masy odlać 10 łyżek do małego garnuszka (będzie potrzebne do polewy).
Masę lekko wystudzić (ja zawsze się nie mogę doczekać i do gorącej masy dodaje resztę składników zaczynając od mąki)
CIASTO:
3 szkl. mąki
5 żółtek
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
piana z 5 białek
wszystko dokładnie wymieszać. Przelać do formy wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułka tartą lub wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec ok 35- 45 minut w temperaturze ok 180 stopni C. Patyczkiem sprawdzić czy nie jest mokre w środku.. choć znałam kogoś kto celowo "kopał" w blachę żeby był zakalec.
POLEWA:
10 łyżek odlanej masy
1 łyżka masła
1 1/2 łyżki kakao (znów uwaga Babci że wystarczy jedna a ja daje dwie)
2 łyżki cukru
wszytko na wolnym ogniu rozpuścić i mieszać aż zgęstnieje (powinna jakby odrywać si e od garnka w czasie mieszania).
Gorące ciasto polać polewą...
Poczekać aż wystygnie.
Wbrew pozorom ciasto robi się bardzo szybko...
Z tej porcji wychodzą dwie średnie kesówki
z powodzeniem robię z połowy składników małe ciasto w małej silikonowej "keksówce". Takie na jeden dzień...
piątek, 15 marca 2013
Wybuch w kuchni... czyli Kawa i zeszyt z przepisami
Kuchnia. Miejsce magiczne. Uwielbiam kuchnię w moim domu rodzinnym... dużą przestronną. Na pólkach stoją karafki, żelazka na węgiel drzewny. Nad kuchenką wielki drewniany okap a pod nim słoje z suszonymi grzybami. Na półce pod szafką słoiczki z przyprawami...
Ta kuchnia to mnóstwo wspomnień.. wszystkie spotkania towarzyskie zawsze kończą sie w kuchni... w tzw tramwaju (drewniany stół z masywnym blatem i dwie skrzynie-ławy). Nad stołem wisi duża lampa...
Pamiętam "rozbieranie" mięsa na tym stole... Pamiętam wyrabianie przez Babcię drożdżowego ciasta w emaliowanym zielonym (hm.. właśnie czym cebrzyku? bo miednica to nie była, miska tez nie).
Obieranie grzybów i nabijanie ich na druty do suszenia.
Kuchnia to nie tylko wspomnienia kulinarne czy biesiadne... na tym stole był wycierany i ubierany mój brat po kąpieli. Na ławie siedziałam po wieczornej kąpieli i słuchałam "Radia Dzieciom"...
Ale w kuchni bywa niebezpiecznie... i nie chodzi tu o gorący piekarnik czy ostry nóż a o wybuchy.... od których specjalistką była moja Mama. Na szczęście zaprzestała tych praktyk.
Mama była mistrzynią świata w wybuchaniu tzw. węgierskich ekspresów do kawy... (podobny znalazłam na blogu Pożegnanie z Afryką).
Zapominała założyć siteczko i ... kawa zapychała przewód odprowadzający płyn do dzbanka i wytwarzało się podciśnienie które rozsadzało ekspres.... siteczko (były chyba dwa) z impetem wbijało się w sufit pod okapem a kawa oraz fusy rozbryzgiwały się po całej kuchni... Byłam świadkiem jednego takiego wybuchu. Na szczęście nikomu nigdy nic się nie stało... jedynie mój Ojciec nie był szczęśliwy jak Mama wybuchła ekspres w świeżo odmalowanej kuchni...
Ale to nie jedyne wybuchy w wykonaniu mojej Mamy.
Mój Brat dostał jako kilkuletni (3-4 letni) od jakiegoś niezbyt odpowiedzialnego znajomego rodziców korkowca... Jak tylko znajomy wyjechał nastąpiła konfiskata mienia niebezpiecznego w postaci korków to tegoż pistoletu. Mama włożyła je do swojej szuflady pod wspominanym juz kuchennym stołem.
TA szuflada to istny skarbiec rzeczy zbędnych i niezbędnych... Jakieś bieżące dokumenty Mamy, zeszyt z przepisami, podręczny zapas długopisów i ołówków, kiedyś tez tzw "szycie" i mnóstwo innych rzeczy.
Korki leżały sobie kilka lat w maminej szufladzie. Do czasu kiedy żar z papierosa obłamał się i wpadł do szuflady...
Mam jak zorientowała się co się stało szybko zamknęła szufladę i ... rozległa się salwa... po chwili ucichło a kuchnię wypełnił dym i swąd spalenizny... Na szczęście ogień nie zdążył się rozpalić i udało się ugasić wszystko ... w tym najcenniejszy- zeszyt z przepisami.
Kilka lat Mama używała tego osmalonego .. do czasu kiedy przepisałam go jej...
A Mama używa już ekspresu włoskiego , w nim siteczko jest na stałe (no prawie) i od tej pory kawa nie podnosi aż tak ciśnienia... a i nikt już nie wręczył mojemu bratu korkowca... i jakoś tak spokojnie jest... w kuchni.
Ta kuchnia to mnóstwo wspomnień.. wszystkie spotkania towarzyskie zawsze kończą sie w kuchni... w tzw tramwaju (drewniany stół z masywnym blatem i dwie skrzynie-ławy). Nad stołem wisi duża lampa...
Pamiętam "rozbieranie" mięsa na tym stole... Pamiętam wyrabianie przez Babcię drożdżowego ciasta w emaliowanym zielonym (hm.. właśnie czym cebrzyku? bo miednica to nie była, miska tez nie).
Obieranie grzybów i nabijanie ich na druty do suszenia.
Kuchnia to nie tylko wspomnienia kulinarne czy biesiadne... na tym stole był wycierany i ubierany mój brat po kąpieli. Na ławie siedziałam po wieczornej kąpieli i słuchałam "Radia Dzieciom"...
Ale w kuchni bywa niebezpiecznie... i nie chodzi tu o gorący piekarnik czy ostry nóż a o wybuchy.... od których specjalistką była moja Mama. Na szczęście zaprzestała tych praktyk.
Mama była mistrzynią świata w wybuchaniu tzw. węgierskich ekspresów do kawy... (podobny znalazłam na blogu Pożegnanie z Afryką).
Zapominała założyć siteczko i ... kawa zapychała przewód odprowadzający płyn do dzbanka i wytwarzało się podciśnienie które rozsadzało ekspres.... siteczko (były chyba dwa) z impetem wbijało się w sufit pod okapem a kawa oraz fusy rozbryzgiwały się po całej kuchni... Byłam świadkiem jednego takiego wybuchu. Na szczęście nikomu nigdy nic się nie stało... jedynie mój Ojciec nie był szczęśliwy jak Mama wybuchła ekspres w świeżo odmalowanej kuchni...
Ale to nie jedyne wybuchy w wykonaniu mojej Mamy.
Mój Brat dostał jako kilkuletni (3-4 letni) od jakiegoś niezbyt odpowiedzialnego znajomego rodziców korkowca... Jak tylko znajomy wyjechał nastąpiła konfiskata mienia niebezpiecznego w postaci korków to tegoż pistoletu. Mama włożyła je do swojej szuflady pod wspominanym juz kuchennym stołem.
TA szuflada to istny skarbiec rzeczy zbędnych i niezbędnych... Jakieś bieżące dokumenty Mamy, zeszyt z przepisami, podręczny zapas długopisów i ołówków, kiedyś tez tzw "szycie" i mnóstwo innych rzeczy.
Korki leżały sobie kilka lat w maminej szufladzie. Do czasu kiedy żar z papierosa obłamał się i wpadł do szuflady...
Mam jak zorientowała się co się stało szybko zamknęła szufladę i ... rozległa się salwa... po chwili ucichło a kuchnię wypełnił dym i swąd spalenizny... Na szczęście ogień nie zdążył się rozpalić i udało się ugasić wszystko ... w tym najcenniejszy- zeszyt z przepisami.
Kilka lat Mama używała tego osmalonego .. do czasu kiedy przepisałam go jej...
A Mama używa już ekspresu włoskiego , w nim siteczko jest na stałe (no prawie) i od tej pory kawa nie podnosi aż tak ciśnienia... a i nikt już nie wręczył mojemu bratu korkowca... i jakoś tak spokojnie jest... w kuchni.
smak nieznanay ale zagadką owiany czyli Torcik migdałowo-kawowy
Mama nie opowiadała o swoim Ojcu. Bardzo chciała go wymazać ze swej pamięci, a że o zmarłych przyjęto nie mówić źle więc chwilowo nie powiem nic....
Jednym z nielicznych wspomnień mojej Mamy związanych z Ojcem jest torcik migdałowo- kawowy.
Mama nie pamiętała jego smaku bo jej Ociec zjadał go sam.. ale pamiętała mgliście jak jej Mama go przygotowywała... Pamiętała mielone migdały, pamiętała że były to trzy bezowe blaty, jasne, chrupiące i że kawowy był krem...
Intrygował mnie ten torcik... Podpytywałam siostrę Babci czy może ona zna przepis... sądziłam że to może rodzinna receptura. Niestety. Nie znalazłam też przepisu na niego w Maminym zeszycie z przepisami.
Przed czasami profesora Googla (a były takie?) wertowałam w księgarniach książki kucharskie w nadziei że trafie na coś na kształt...
Potem co jakiś czas wertowałam sieć i ... w końcu po latach poszukiwań torcik objawił się w tym blogu, więc cytuję.
Migdałowa beza (3 blaty)
• 5 białek
• 150 g cukru
• 110 g migdałów zmielonych razem ze skórką
• 12 g (1 czubata łyżka) mąki ziemniaczanej
Krem kawowy
• 250 ml mleka
• 5 żółtek jaj
• 20g kawy rozpuszczalnej
• 50 g cukru
• 200 g miękkiego masła
Piekarnik rozgrzać do 170 stopni. Na papierze do pieczenia narysować 3 koła o średnicy 20 cm każde.
Białka ubić na sztywną pianę stopniowo wsypując cukier. Kiedy cały cukier będzie wsypany i rozpuści się w białkach, ubijać jeszcze 3-4 minuty. Stopniowo wsypywać migdały i mąkę, miksując mikserem na najniższych obrotach.
Ciasto rozsmarować równomiernie na wyrysowanych kołach.
Piec ok. 15 minut, następnie wyłączyć piekarnik i dosuszyć bezy przy uchylonych drzwiczkach. Beza odklejona od papieru powinna być od spodu sucha (jeżeli nie będzie, można ją ułożyć na kratce i wstawić do piekarnika na kilka minut).
Aby przygotować krem należy 150 ml mleka zagotować z kawą i cukrem. Pozostałe zmiksować z żółtkami. Wlewać do gotującego się mleka, cały czas mieszając. Zagotować na małym ogniu i gotować stale mieszając przez ok. 10 minut, aż masa zgęstnieje. Wystudzić. (Bez obawy jak się zważy to i tak potem z masłem się rozetrze)
Masło zmiksować na jasną, kremową masę. Nadal miksując dodawać po 2-3 łyżki kawowego kremu.
Spody przełożyć masą. I schłodzić 2-3 godziny żeby masa związała.
Torcik upiekłam Mamie na imieniny... robiłam go pierwszy raz. Na przyszłość będę musiała bardziej uważać żeby nie przypiekły a wyschły blaty... może ciut mniejsza temperatura...
Smakował wyśmienicie i prezentował się równie dostojnie... zanim jednak wpadłam na pomysł żeby go sfotografować został smętny okrawek...
I tak wspomnienie Mamy nabrało smaku.
Jednym z nielicznych wspomnień mojej Mamy związanych z Ojcem jest torcik migdałowo- kawowy.
Mama nie pamiętała jego smaku bo jej Ociec zjadał go sam.. ale pamiętała mgliście jak jej Mama go przygotowywała... Pamiętała mielone migdały, pamiętała że były to trzy bezowe blaty, jasne, chrupiące i że kawowy był krem...
Intrygował mnie ten torcik... Podpytywałam siostrę Babci czy może ona zna przepis... sądziłam że to może rodzinna receptura. Niestety. Nie znalazłam też przepisu na niego w Maminym zeszycie z przepisami.
Przed czasami profesora Googla (a były takie?) wertowałam w księgarniach książki kucharskie w nadziei że trafie na coś na kształt...
Potem co jakiś czas wertowałam sieć i ... w końcu po latach poszukiwań torcik objawił się w tym blogu, więc cytuję.
Torcik bezowy
migdałowo -kawowy
• 5 białek
• 150 g cukru
• 110 g migdałów zmielonych razem ze skórką
• 12 g (1 czubata łyżka) mąki ziemniaczanej
Krem kawowy
• 250 ml mleka
• 5 żółtek jaj
• 20g kawy rozpuszczalnej
• 50 g cukru
• 200 g miękkiego masła
Piekarnik rozgrzać do 170 stopni. Na papierze do pieczenia narysować 3 koła o średnicy 20 cm każde.
Białka ubić na sztywną pianę stopniowo wsypując cukier. Kiedy cały cukier będzie wsypany i rozpuści się w białkach, ubijać jeszcze 3-4 minuty. Stopniowo wsypywać migdały i mąkę, miksując mikserem na najniższych obrotach.
Ciasto rozsmarować równomiernie na wyrysowanych kołach.
Piec ok. 15 minut, następnie wyłączyć piekarnik i dosuszyć bezy przy uchylonych drzwiczkach. Beza odklejona od papieru powinna być od spodu sucha (jeżeli nie będzie, można ją ułożyć na kratce i wstawić do piekarnika na kilka minut).
Aby przygotować krem należy 150 ml mleka zagotować z kawą i cukrem. Pozostałe zmiksować z żółtkami. Wlewać do gotującego się mleka, cały czas mieszając. Zagotować na małym ogniu i gotować stale mieszając przez ok. 10 minut, aż masa zgęstnieje. Wystudzić. (Bez obawy jak się zważy to i tak potem z masłem się rozetrze)
Masło zmiksować na jasną, kremową masę. Nadal miksując dodawać po 2-3 łyżki kawowego kremu.
Spody przełożyć masą. I schłodzić 2-3 godziny żeby masa związała.
Torcik upiekłam Mamie na imieniny... robiłam go pierwszy raz. Na przyszłość będę musiała bardziej uważać żeby nie przypiekły a wyschły blaty... może ciut mniejsza temperatura...
Smakował wyśmienicie i prezentował się równie dostojnie... zanim jednak wpadłam na pomysł żeby go sfotografować został smętny okrawek...
I tak wspomnienie Mamy nabrało smaku.
niedziela, 10 marca 2013
pizza dla dzieci czyli o kreatywności w kuchni
Kuchnia w moim rodzinnym domu to drewniany stół pod oknem, dwie ławy-skrzynie. W jednej sa blachy do pieczenia w drugiej zapasy podręczne : mąka cukier, ryż, makaron.
Kiedyś pod drewnianym wielkim okapem była kuchnia węglowa a teraz jest zwykła kuchenka ale w obudowie z dawnej kuchni... na okapie wisi wilki miedziany rondel do smażenia powideł... pod okapem na półce stoją słoje z suszonymi grzybami.
Do gotowania zawsze się garnęłam... uczestniczyłam w przygotowaniach, pomagałam lepić pierogi... do dziś pamiętam swoje pierwsze ciasto (według własnego przepisu). Było paskudne ale sama je wymyśliłam i zrobiłam.
około 10 roku życia dostałam od kogoś w prezencie trzy książki z serii "Moja pierwsza książka" jedna z nich to była książka kucharska. Proste przepisy na kilka smakołyków. W tym przepis na mini pizze z śmiesznym ciastem z serem tartym w środku.
Często ja robiłam. Kiedyś postanowiłam zrobić je na obiad. Rodzice poszli się zdrzemnąć a ja zajęłam się gotowaniem...
szukam maki, nie ma zwykłej biegnę do schodów i wołam :
-Mamo nie ma mąki, może być krupczatka:
-Może- odpowiedziała mama,
Sięgam po proszek do pieczenia, nie ma.
- Mamo nie ma proszku do pieczenia!
-weź sody oczyszczonej- słyszę z góry,
sięgam po mleko - zsiadło się bo było po burzy,
- Mamo mleko się zsiadło!
-Daj takie,
I na domiar złego nie było w domu ani kawałka masła czy margaryny
- NIe mam margaryny!
-daj oleju- usłyszałam z góry...
I tak większość składników została zmodyfikowana.. pizza wyszła lepsza niż w oryginale a ja od tej chwili wiem że w kuchni przepis to tylko wskazówka, podpowiedź, a większość składników daj się ominąć lub zastąpić.
Może nie jestem mistrzem patelni, może gotuje średnio ale nie boję się odkrywać i eksperymentować... i nigdy jeszcze nie ugotowałam czegoś nie zjadliwego... no może poza pieruńskim barszczem który [rzez roztargnienie trzy razy doprawiłam pieprzem :-)
ŁATWA PIZZA
-15 dkg mąki +1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
-4 dkg masła
-3-4 łyżki mleka
-5 dkg tartego sera
-szczypta soli.
SOS:
3-4 pomidory bez skórki
-mała cebula
-łyżka koncentratu pomidorowego
-sól i pieprz
Przygotować sos z drobno posiekanej cebuli i pozostałych składników (wszystko razem dusić około 15 minut).
Do mąki dodać drobno posiekane masło i sól , rozcierać masło z mąka do uzyskania konsystencji okruchów chleba. Dodać ser, mleko. Wyrobić na gładką masę. Ciasto jest dość elastyczne, gładkie.
Rozwałkować na dwa placki , posmarować sosem pomidorowym a na to układać składniki według uznania. Piec ok 15-20 minut w około 180 stopniach az brzeg zrobią się złote.
Kiedyś pod drewnianym wielkim okapem była kuchnia węglowa a teraz jest zwykła kuchenka ale w obudowie z dawnej kuchni... na okapie wisi wilki miedziany rondel do smażenia powideł... pod okapem na półce stoją słoje z suszonymi grzybami.
Do gotowania zawsze się garnęłam... uczestniczyłam w przygotowaniach, pomagałam lepić pierogi... do dziś pamiętam swoje pierwsze ciasto (według własnego przepisu). Było paskudne ale sama je wymyśliłam i zrobiłam.
około 10 roku życia dostałam od kogoś w prezencie trzy książki z serii "Moja pierwsza książka" jedna z nich to była książka kucharska. Proste przepisy na kilka smakołyków. W tym przepis na mini pizze z śmiesznym ciastem z serem tartym w środku.
Często ja robiłam. Kiedyś postanowiłam zrobić je na obiad. Rodzice poszli się zdrzemnąć a ja zajęłam się gotowaniem...
szukam maki, nie ma zwykłej biegnę do schodów i wołam :
-Mamo nie ma mąki, może być krupczatka:
-Może- odpowiedziała mama,
Sięgam po proszek do pieczenia, nie ma.
- Mamo nie ma proszku do pieczenia!
-weź sody oczyszczonej- słyszę z góry,
sięgam po mleko - zsiadło się bo było po burzy,
- Mamo mleko się zsiadło!
-Daj takie,
I na domiar złego nie było w domu ani kawałka masła czy margaryny
- NIe mam margaryny!
-daj oleju- usłyszałam z góry...
I tak większość składników została zmodyfikowana.. pizza wyszła lepsza niż w oryginale a ja od tej chwili wiem że w kuchni przepis to tylko wskazówka, podpowiedź, a większość składników daj się ominąć lub zastąpić.
Może nie jestem mistrzem patelni, może gotuje średnio ale nie boję się odkrywać i eksperymentować... i nigdy jeszcze nie ugotowałam czegoś nie zjadliwego... no może poza pieruńskim barszczem który [rzez roztargnienie trzy razy doprawiłam pieprzem :-)
ŁATWA PIZZA
-15 dkg mąki +1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
-4 dkg masła
-3-4 łyżki mleka
-5 dkg tartego sera
-szczypta soli.
SOS:
3-4 pomidory bez skórki
-mała cebula
-łyżka koncentratu pomidorowego
-sól i pieprz
Przygotować sos z drobno posiekanej cebuli i pozostałych składników (wszystko razem dusić około 15 minut).
Do mąki dodać drobno posiekane masło i sól , rozcierać masło z mąka do uzyskania konsystencji okruchów chleba. Dodać ser, mleko. Wyrobić na gładką masę. Ciasto jest dość elastyczne, gładkie.
Rozwałkować na dwa placki , posmarować sosem pomidorowym a na to układać składniki według uznania. Piec ok 15-20 minut w około 180 stopniach az brzeg zrobią się złote.
czwartek, 28 lutego 2013
Mazurki są... okrągłe
Wiem , wiem mazurki tradycyjnie są prostokątne. Jednak w moim rodzinnym domu z prozaicznego powodu braku blachy prostokątnej robiłyśmy z Mama i Babcią mazurki okrągłe. I dla mnie właśnie okrągły ma być i już...
Mazurek pomarańczowy to jeden z tych "nowych" przepisów który wpisał się w tradycję domu. W oryginalnym przepisie z książki kucharskiej "Dobra kuchnia" jest o wiele więcej cukru dodanego do masy ale ja zdecydowałam dodać mniej dzięki czemu jest on przyjemnie gorzkawy w posmaku i zwłaszcza po kajmakowym miło odsładza.
MAZUREK POMARAŃCZOWY
Przepis starcza na małą tortownicę (bo ja robię okrągłe !!!), czyli 1/2 porcji ciasta z przepisu na mazurek Funi. Ja w zwyczaju mam przygotowywać dużą porcję ciasta która starcza na 4 małe spody i jeden duży.
MASA:
2-3 pomarańcze
1-2 cytryny
40 dkg cukru (ja daje ok połowy tej ilości)
Cytrusy sparzyć, porządnie wyszorować. Zetrzeć na tarce w całości ze skórką. Wybrać pestki. Dodać cukier. Gotować powolutku na małym ogniu. Często mieszać bo masa lubi przywierać do garnka. Masa powinna zgęstnieć i stać się lekko przezroczysta. Należy zrobić próbę czy masa po wystudzeniu zastyga. Kropla na talerzyku powinna stężeć. Lekko przestudzona masę rozsmarować na upieczonym spodzie.
Przybrać według uznania... ja robię kwiatki z połówek obranych migdałów.
Mazurek pomarańczowy to jeden z tych "nowych" przepisów który wpisał się w tradycję domu. W oryginalnym przepisie z książki kucharskiej "Dobra kuchnia" jest o wiele więcej cukru dodanego do masy ale ja zdecydowałam dodać mniej dzięki czemu jest on przyjemnie gorzkawy w posmaku i zwłaszcza po kajmakowym miło odsładza.
MAZUREK POMARAŃCZOWY
Przepis starcza na małą tortownicę (bo ja robię okrągłe !!!), czyli 1/2 porcji ciasta z przepisu na mazurek Funi. Ja w zwyczaju mam przygotowywać dużą porcję ciasta która starcza na 4 małe spody i jeden duży.
MASA:
2-3 pomarańcze
1-2 cytryny
40 dkg cukru (ja daje ok połowy tej ilości)
Cytrusy sparzyć, porządnie wyszorować. Zetrzeć na tarce w całości ze skórką. Wybrać pestki. Dodać cukier. Gotować powolutku na małym ogniu. Często mieszać bo masa lubi przywierać do garnka. Masa powinna zgęstnieć i stać się lekko przezroczysta. Należy zrobić próbę czy masa po wystudzeniu zastyga. Kropla na talerzyku powinna stężeć. Lekko przestudzona masę rozsmarować na upieczonym spodzie.
Przybrać według uznania... ja robię kwiatki z połówek obranych migdałów.
środa, 27 lutego 2013
Mazurek orzechowy Funi
Powoli zbliżają się Święta Wielkanocne. Zastanawiamy się co przygotować. Ja co roku staram się znaleźć coś nowego co weszłoby w coroczne menu. Jakiś drobiazg czy dodatek. Jedne się przyjmują- jak mazurek pomarańczowy, inne nie i w kolejnym roku zastępowane są czymś nowym.
Jednak są potrawy sztandarowe. Bez nich nie ma Świąt. Taki jest mazurek orzechowy Funi...
o Funi więcej na blogu drzewo z historią w tle...
Mój mąż jeszcze jako nie mąż przyjaźnił się z moim kuzynem (mniej więcej tyle latu się kolegują ile ja żyję). Był w domu mojego wujostwa częstym gościem, nazywany "trzecim synem". Moja ciocia gotuje fantastycznienie. Robiła zawsze pyszny mazurek orzechowy z masą nugatową na andrutach.. pyszny ale jak mój obecny już mąż zaczął pojawiać się u mnie na Święta posmakował mazurka Funi i niestety w swej młodzieńczej szczerości przyznał że jest lepszy od ciotkowego i ... dostał zakaz na otrzymywanie u Ciotki mazurka orzechowego do czasu aż "odszczeka" tę ujmę na honorze... cóż rzadko bywamy w rodzinnych stronach ale zakaz trwa nadal.
Mazurek orzechowy Funi
SPÓD:
Kruche ciasto. Porcja na dużą tortownicę.
15dkg mąki (może być krupczatka)
12,5 dkg margaryny lub masła
5 dkg cukru (pudru ale niekoniecznie)
1 żółtko
szczypta soli
MASA:
1/2 kg orzechów łuskanych (najlepiej włoskich)
1/2 kg cukru (najlepiej grubego- rafinada)
2 łyżki kakao (czubate, ja polecam "z wiatrakiem")
10 białek ubitych na sztywną pianę.
Składniki na ciasto posiekać nożem, szybko zagnieść. Kulę ciasta schować na ok 30 minut do lodówki.
Ciasto rozwałkować, wyłożyć nim tortownicę robiąc wysokie brzegi . Nakłuć widelcem.
Piec w około 180 C aż się lekko zaróżowi. Ciasto wyjąć. Nie wyjmować z tortownicy.
Orzechy zmielić, wymieszać z cukrem i kakao. Dodać białka i delikatnie wymieszać. Masę wyłożyć na podpieczony spód z kruchego ciasta i zapiekać w ok 150-180 C przez około 20 minut. Na wierzchu powstanie twarda, skorupka. Gotowe ciasto wyjąć. Ostudzić. Ostrożnie przełożyć na talerz (paterę).
Mazurek jest gotowy....
Po świętach wrzucę może zdjęcie.
Jednak są potrawy sztandarowe. Bez nich nie ma Świąt. Taki jest mazurek orzechowy Funi...
o Funi więcej na blogu drzewo z historią w tle...
Mój mąż jeszcze jako nie mąż przyjaźnił się z moim kuzynem (mniej więcej tyle latu się kolegują ile ja żyję). Był w domu mojego wujostwa częstym gościem, nazywany "trzecim synem". Moja ciocia gotuje fantastycznienie. Robiła zawsze pyszny mazurek orzechowy z masą nugatową na andrutach.. pyszny ale jak mój obecny już mąż zaczął pojawiać się u mnie na Święta posmakował mazurka Funi i niestety w swej młodzieńczej szczerości przyznał że jest lepszy od ciotkowego i ... dostał zakaz na otrzymywanie u Ciotki mazurka orzechowego do czasu aż "odszczeka" tę ujmę na honorze... cóż rzadko bywamy w rodzinnych stronach ale zakaz trwa nadal.
Mazurek orzechowy Funi
SPÓD:
Kruche ciasto. Porcja na dużą tortownicę.
15dkg mąki (może być krupczatka)
12,5 dkg margaryny lub masła
5 dkg cukru (pudru ale niekoniecznie)
1 żółtko
szczypta soli
MASA:
1/2 kg orzechów łuskanych (najlepiej włoskich)
1/2 kg cukru (najlepiej grubego- rafinada)
2 łyżki kakao (czubate, ja polecam "z wiatrakiem")
10 białek ubitych na sztywną pianę.
Składniki na ciasto posiekać nożem, szybko zagnieść. Kulę ciasta schować na ok 30 minut do lodówki.
Ciasto rozwałkować, wyłożyć nim tortownicę robiąc wysokie brzegi . Nakłuć widelcem.
Piec w około 180 C aż się lekko zaróżowi. Ciasto wyjąć. Nie wyjmować z tortownicy.
Orzechy zmielić, wymieszać z cukrem i kakao. Dodać białka i delikatnie wymieszać. Masę wyłożyć na podpieczony spód z kruchego ciasta i zapiekać w ok 150-180 C przez około 20 minut. Na wierzchu powstanie twarda, skorupka. Gotowe ciasto wyjąć. Ostudzić. Ostrożnie przełożyć na talerz (paterę).
Mazurek jest gotowy....
Po świętach wrzucę może zdjęcie.
Genealogia to nie wszystko
Pisząc bloga genealogicznego stwierdziłam, że może warto jakoś zapamiętać kilka rodzinnych przepisów.
Tu znajdzie się miejsce na opowiastki mniej genealogiczne a równie smakowite.
Tu znajdzie się miejsce na smaki przeszłości... mam nadzieję że to będzie nie tylko moja rodzinna książka kucharska... Zapraszam... jeśli ktoś ma chęć znajdzie się i dla niego miejsce i dla smaków z jego domu.
Tu znajdzie się miejsce na opowiastki mniej genealogiczne a równie smakowite.
Tu znajdzie się miejsce na smaki przeszłości... mam nadzieję że to będzie nie tylko moja rodzinna książka kucharska... Zapraszam... jeśli ktoś ma chęć znajdzie się i dla niego miejsce i dla smaków z jego domu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)